Szła pewnie i mocno do przodu. Po korytarzu niosły się echem jej kroki, a na ścianach przemieszczał się cień, który rzucała jej osoba. Twarz jak zawsze miała poważną, trochę zamyśloną, ale widać było, że jest czujna, jakby gotowa w każdej chwili się bronić przed atakiem.
Poruszała się swobodnie mijając kolejne pomieszczenia, ale za każdym razem idąc w tym półmroku doznawała uczucia lekkiego niepokoju. Pomimo to czuła się jak w domu, w końcu to prawie był jej dom. Na końcu ostatniego korytarza były duże, ciężkie drzwi. Podeszła i delikatnie, ale stanowczo zapukała, po czym usłyszała ciche: „Proszę”.
W pokoju pomalowanym w szarych odcieniach stało stare, czarne biurko, a za nim siedział już posiwiały mężczyzna w średnim wieku. Swoim wzrostem, ale i posturą wzbudzał od razu szacunek. Trzeba było przyznać, że jak na jego wiek to zaskakująco dobrze wyglądał, czego mógłby mu pozazdrościć niejeden dwudziestolatek. Pomimo tego respekt najbardziej wzbudzała jego twarz, zawsze poważna, lekko pomarszczona z szarymi, nieprzeniknionymi oczami.
Na jej widok oczy mężczyzny lekko się rozpogodziły, można było dostrzec w nich nawet małe iskierki. Lubił jak go odwiedzała, była dla niego niczym córka, chociaż już na pierwszy rzut oka wiedział, że nie przyszła na pogawędkę, a o coś prosić.
- W czym Ci mogę pomóc? – zaczął rozmowę nie podnosząc oczu znad dokumentów leżących na biurku.
- Przyszłam w sprawie moich zajęć. Nie nadaję się do tego, nie potrafię uczyć. Nie mógłby ktoś inny ich przejąć? – pytała z nadzieją, nawet trochę nachalnie, widać było, że jej na tym zależy.
- Dobrze wiesz, że nie mamy ludzi do prowadzenia szkoleń, jakoś trzeba tych adeptów wyuczyć, a Ty mogłabyś przekazać im sporo ze swojej wiedzy i umiejętności –odpowiadał pewnie, nie zaskoczyło go to pytanie, znał ją dobrze i wiedział, że ta sytuacja jej się nie podoba.
- Ale ja nie potrafię im tego przekazać, są mało pojętni, a ja nie umiem tłumaczyć, poza tym zdecydowanie wole prace w terenie. Może Maciek ich przyjmie, świetnie sobie radzi w tej roli.
- A ma już dużo na głowie, sama też się kiedyś uczyłaś, też nie wychodziło Ci wszystko od razu, poza tym na razie jest spokój na zewnątrz, jeśli uda Ci się wyszkolić ich w połowie tak dobrze jak sama jesteś to będziemy mieć obiecujących ludzi w naszej załodze.
- Ja nie potrafię współpracować z ludźmi, z resztą…
- K, powiedziałem nie – warknął, urywając jej w pół słowa, podnosząc głowę i patrząc jej w oczy. – Dasz sobie radę – powiedział już trochę łagodniej, ale było widać, że poirytowało go ta wymiana zdań.
K, takie miała oficjalne oznaczenie. Agentka K brzmiało bardzo oficjalnie, dziwnie się czuła, gdy ktoś tak jej bliski zwracał się do niej w ten sposób.
- Rozumiem, przepraszam – odpowiedziała speszona okazując przy tym pełen szacunek. Wiedziała, że nie powinna pozwalać sobie na podważanie jego decyzji.
Odwróciła się i wyszła z pomieszczenia zła na siebie, ale też trochę zawiedziona. Znowu szła korytarzem szybko, całkowicie zagłębiając się w swoje myśli. Z jednej strony wiedziała, że odgórnych decyzji nie wolno kwestionować, ale liczyła na to, że może uda jej się uciec od obowiązków. W końcu miała trochę inną relację z "przełożonym".
Unikała ludzi, nie nawiązywała rozmów, była zimna, prawie bez emocji i nie miała pojęcia jak dotrzeć do grupy dorosłych, a co dopiero dzieci.
Doszła do otwartego pomieszczenia, w którym jedyne światło dawał stojący na środku ściany kominek. Usiadła naprzeciwko niego na kanapie, żeby chociaż przez chwile się ogrzać. Wpatrywała się w płomienie myśląc o zbliżających się zajęciach, na które musiała iść.
W pewnej chwili usłyszała bardzo cichy dźwięk, jakby kroków, tuż za sobą. Gwałtownie całe jej ciało napięło się, a głowa powędrował w stronę odgłosu. Z cienia wyłonił się chłopak o średnim wzroście, brązowych włosach i ciemnych oczach. Jego twarz była zdecydowanie pogodniejsza niż jej, a na czoło swobodnie opadał mu kosmyk włosów. Był dobrze zbudowany, ubrany w czarny strój, który obowiązywał w tamtym miejscu dla większości osób. Trzeba było przyznać, że był bardzo przystojny. To właśnie był Maciek, oficjalnie oznaczany jako A, był ważniejszą osobą niż ona w tej ich specyficznej hierarchii.
*
Najważniejszy był oczywiście posiwiały mężczyzna- niewiele wiedziało o tym, że ma na imie Kamil. Był nie tylko szefem całej agencji, ale też głównym pomysłodawcą tego rządowego projektu. Później były osoby najlepiej wyszkolone, pracujące w terenie, ich oznaczeniami były litery alfabetu przydzielane losowo. Następnie osoby, które przeszły szkolenie, ale nie pracowały samodzielnie, ponieważ potrzebowały jeszcze doświadczenia. Takie były oznaczone literą i cyfrą. Na końcu były dzieciaki uczące się, które posiadały same cyfry. Według założeń projektu szkolenie trwało około 5 lat, najczęściej były to dzieci od 10 roku życia. Nikt kto nie miał 17 lat nie zostawał pełnoprawnym agentem. Jedynym wyjątkiem była K, sam Kamil ją uczył i wychowywał, a szkolenie skończyła dużo szybciej niż inni, granica wieku też jej nie dotyczyła.
*
Na jego widok odetchnęła z ulgą i nawet lekko się uśmiechnęła. Odwróciła się z powrotem w stronę kominka i przymknęła oczy. Poczuła jego ręka na swoim ramieniu, ciężar jego ciała, gdy obok niej kanapa ugięła się znacząco i delikatny pocałunek, na który tak czekała od rana. Oparła głowę o niego i przez chwilę leżała tak bez ruchu. Cieszyła się, że przyszedł, był jej najbliższą osobą na świecie. Łączyła ich historia, tajemnice i, jak miała nadzieje, wspólna przyszłość. Każda wspólnie spędzona chwila była dla niej niezwykle istotna, może to dlatego, że nikogo nigdy tak nie kochała, a może z powodu świadomości, że codziennie coś może ich rozdzielić.
- Możliwe, że będziemy mieć dzisiaj jakąś robotę – przerwał ciszę, która panowała w pokoju.
- To fantastycznie, jaka i za ile wychodzimy? – odpowiedziała z ekscytacją w głosie. Bardzo lubiła pracować poza Agencją.
- Spokojnie, najpierw mamy zajęcia, wszystko opowiem Ci po południu, poza tym to nic pewnego- ta odpowiedź trochę ostudziła jej zapał, bo oznaczało to, że niestety nie wymiga się od szkoleń. – Jadłaś coś w ogóle dzisiaj? – zapytał jak zawsze się o nią martwiąc. Po czym nie czekając na odpowiedź, która była dla niego jasna, wstał i poszedł w głąb pokoju, w którem siedzieli. Ona została na kanapie. Słyszała za sobą stawiany czajnik z wodą i odgłosy otwieranej lodówki. Uśmiechnęła się, chwile zadumała się nad tym co by bez niego zrobiła, a następnie wstała i poszła pomóc mu ze śniadaniem.